Jak uzdrowić serce?

Spoiler: nie wiem, to tylko clickbait. Ale opowiem jak trafiłam na rekolekcje adwentowe o. Szustaka pod takim tytułem, bo będzie to bardziej wymowne niż to czego się z nich dowiedziałam (w zasadzie utkwiły mi w pamięci tylko pewne szczegóły, o których wspomnę na końcu).

Grudzień 2023 r. był pierwszym miesiącem mojego niemal całkowitego odosobnienia.

Chyba jakoś pod koniec listopada zaczęłam czytać Dzienniczek s. Faustyny. Stąd też byłam trochę zafascynowana jej historią, szukałam informacji nt. zgromadzenia, do którego trafiła w Warszawie. Nie jestem pewna, ale przypuszczam, że chyba przy tej właśnie okazji natrafiłam na informację o tym, że o. Szustak będzie miał rekolekcje w Parafii Miłosierdzia Bożego i nawet przeszło mi przez myśl, żeby się na nie udać, ale szybko wyleciało mi to z pamięci. Przypomniałam sobie, że taki fakt miał miejsce dopiero później.

11 grudnia byłam u spowiedzi w kościele Kapucynów. Wyznałam ostatnie grzechy jakie byłam w stanie sobie wówczas przypomnieć z czeluści duszy, których nie pamiętałam podczas niedawnej spowiedzi generalnej. Po spowiedzi poszłam na adorację. Tutaj zadziała się rzecz niespodziewana.

Kaplica adoracji w kościele Kapucynów w Warszawie

Tak wygląda kaplica adoracji u Kapucynów. Źródło: https://kapucyni.warszawa.pl.

Podczas gdy odmawiałam modlitwę zadaną jako pokutę i wpatrywałam się w Najświętszy Sakrament, wszystko dookoła zaczęło jakby się mienić (w moich oczach). Jak widać na zdjęciu, Najświętszy Sakrament ukryty jest za bramą ze złotymi elementami. Mój wzrok i myśli były skupione tak mocno, że ostrość widzenia była nakierowana na Pana Jezusa, a wszystko dookoła tak jakby, z braku lepszego słowa, mieniło się. Migotało? Tak na jasno (miejsce jest oświetlone) i złoto. Okresowo to skupienie słabło, ale zaraz byłam w stanie osiągnąć je ponownie, i ten efekt, nazwijmy to, wizualny. Nie będę się wypowiadać czy pochodzenie tego zjawiska było nadprzyrodzone czy nie, czy to tylko moja percepcja zmęczonego wzroku. Zdarzyło mi się to potem jak do tej pory w takim nasileniu jeszcze raz - kiedy w innym kościele modliłam się przed Najświętszym Sakramentem za swoich wrogów (tak ich nazwijmy dla uproszczenia), za każdego z osobna jedno Zdrowaś.

Potem wyszłam z kościoła.

Wcześniej po drodze do niego mijałam restaurację z pierogami. Idąc w tamtą stronę myślałam o tym, że chciałabym zajrzeć do niej w drodze powrotnej. Po wyjściu wahałam się jednak co zrobić z dalszym czasem, bo przeszło mi przez myśl, że skoro już jestem na zewnątrz to może zaszłabym jeszcze do klasztoru Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia, bo chciałam zobaczyć. Byłam jednak głodna i nie mogłam się zdecydować czy nie pójść na te pierogi. Pomyślałam, że należy w takim wypadku oddać decyzję Duchowi Świętemu i poprosiłam Go o jakiś znak, stojąc jednak w poprzek chodnika i nie mogąc się zdecydować czy pójść w prawą czy w lewą stronę, nie mogłam wymyślić jakiego znaku upatrywać. W końcu przyziemne potrzeby wzięły górę i postanowiłam pójść zjeść. Duch Święty pokierował mną sam.

(Na marginesie wspomnę, że wtedy na chodniku zaczepiła mnie pewna kobieta, pytając o księgarnię na Miodowej, która znajduje się nieopodal. Nie wiedziałam tego wówczas, ale sprawdziłam na mapie w telefonie i pokierowałam panią, a sama zapoznałam się potem z asortymentem księgarni i jakiś czas później zaopatrzyłam się w niej w swój egzemplarz Pisma Świętego).

Skierowałam swoje kroki w stronę, z której przyszłam i szłam z nosem utkwionym w telefonie. Po jakimś czasie zorientowałam się jednak, że idąc wpatrzoną w telefon zboczyłam z drogi w kierunku, w którym należałoby iść, aby udać się do klasztoru. Porzuciłam zatem myśl o jedzeniu i udałam się tam gdzie Bóg prowadził.

Gdy dotarłam na miejsce, właściwie sama nie wiedziałam czego oczekiwałam po przyjściu tam, co bym tam mogła załatwić czy zobaczyć. Pora była wieczorna. Szłam po chodniku wzdłuż muru i w takiej wnęce natrafiłam na wejście do kancelarii. Gdy tak stałam chwilkę przed tym wejściem, z kierunku, z którego przyszłam nadszedł młody mężczyzna. Podszedł do drzwi, chwycił za klamkę - było zamknięte, więc zaczął się oddalać. Ja ruszyłam za nim, bo tak się złożyło, że to było w stronę mojego domu, dokąd postanowiłam już wracać.

Po przejściu kilkunastu metrów chłopak skręcił z chodnika, a ja gdy nadeszłam na to miejsce zobaczyłam, że wszedł przez otwartą furtkę na plac wewnątrz murów klasztoru. Pomyślałam, że skoro jest otwarte, to i ja wejdę, zobaczę chociaż jak wygląda teren klasztoru. Nie zdążyłam nawet zbyt dobrze się rozejrzeć, gdy zza pleców zagadnęła mnie młoda dziewczyna, która nadeszła za mną - spytała, nie pamiętam już dokładnie o co, chyba czy tu jest wejście, wskazując na drzwi w jednym z budynków, po czym podeszła i pociągnęła za klamkę, a po otwarciu drzwi jej i moim oczom ukazało się wypełnione ludźmi wnętrze kościoła - o którym nie miałam pojęcia, że tam się znajduje, ani że w środku trwa msza. Ponieważ dziewczyna weszła do środka, i ja też weszłam za nią. Jeszcze zanim zobaczyłam księdza (przy tym bocznym wejściu był wiatrołap i nie od razu było widać), poznałam go po głosie. Właśnie zaczął wygłaszać konferencję.

Z konferencji zapamiętałam, że wspomniany był wątek opłakiwania Tammuza oraz o tym dlaczego w kościołach używano kadzidła. Pod koniec ksiądz zachęcał do kupna swoich książek (to bardzo płodny autor), a jedna z nich nosi tytuł Projekt Judyta. Czym jest siła kobiety?. Z pewnych względów to imię było mi wówczas na tyle bliskie, że poczułam się zawołana po imieniu (choć dosłownie zawołana po imieniu zostałam dopiero niedługo potem).

Serce mam nadal stwardniałe, ale Bóg sam przyprowadził mnie tego dnia do siebie.